środa, 27 kwietnia 2016

26. Laktacja - jak to w końcu z nią jest...

Witam Was!!!

Długo zastanawiałam się nad tym postem i tematem laktacji, 
czy pisać na jej temat czy nie.
Nie mniej stwierdziłam, że temat jest na tyle ważny, 
że należy o nim napisać.
Ten post będzie czymś na zasadzie przemyśleń i moich spostrzeżeń. 
Jeśli ze szpitala nie wrócicie razem do domu 
i zaraz po urodzeniu nie będziecie mogły dziecka nakarmić 
to będziecie mniej więcej wiedziały czego w najgorszym wypadku się spodziewać...


Tak, więc jak może się domyślacie, 
po porodzie pierwsze co dostało moje Maleństwo to kroplówka. 
Okazało się iż nie trzyma cukrów i musiał dostać glukozę. 
Urodziłam o 10:25, a dziecko dostałam dopiero koło godziny 16. 
Niestety po glukozie dostał butlę, bo leżał w inkubatorze. 
Przywieźli mi go z tą kroplówką i teraz ja cała obolała, 
Maleństwo całe oplątane w rurki 
i dopasuj się tu teraz żeby usiąść wygodnie i nakarmić Maleństwo. 
Nie wspomną, że łóżka wołają o pomstę do nieba 
i z wygodą nie mają nic wspólnego.
Niestety Młody nie chciał cycka... 
No więc zaczęły przychodzić po kolei pielęgniarki 
i każda męczyła Maleństwo przytykając mi go do piersi 
i jednocześnie męcząc moje cycki... 
tak było co dzień po parę razy dziennie... 
Chyba nie muszę mówić, że Młody zamiast pić płakał w niebo głosy.
W końcu stwierdziły, że jestem uparta i skoro wiem najlepiej jak karmić 
to dały mi spokój tylko skwitowały, że po wyjściu ze szpitala na pewno nie będę karmiła, 
bo nie będę umiała Maleństwa przystawić do piersi. 
Tak, więc kroplówki i brak możliwości wygodnego przystawienia Młodego do cycka 
był pierwszym problemem
Drugi problem to, to że Młody ze względu na mój duży stres 
(tak podejrzewam - bo te pielęgniarki miętolące moje cycki po parę razy dziennie 
doprowadzały mnie do szału) nie chciał brać cycka. Wolał butlę
którą dostał zaraz po urodzeniu, a z której jedzenie samo mu leciało, 
bo smoczek miał wielką dziurę. 
Żeby ten smoczek miał jeszcze dziurkę taką jak należy to OK, 
ale taki krater?!
A trzeci problem, podejrzewam iż wynikły z poprzedniego 
to mała ilość pokarmu w cyckach.

Jak wspomniałam pobyt w szpitalu pod tym względem do przyjemnych nie należał. 
W przed dzień wyjścia ze szpitala 
zabrali mi maleństwo do Kliniki Patologii Noworodka w Zabrzu. 
Tam przebywał 2 tygodnie. 
Przez ten czas co tam leżał, lekarka prowadząca nie pozwoliła mi go karmić piersią
 ani przywozić odciągniętego pokarmu z racji iż brałam leki na nadciśnienie 
(nie potrzebnie ale dawali w szpitalu to musiałam brać) 
Tak, więc tu też przez dwa tygodnie 
był karmiony butlą z wielką dziurą w smoczku.
Po wyjściu z kliniki jeszcze przez tydzień nie mogłam karmić... 
Tak, więc przez pierwszy miesiąc życia Młody butle miał za cycka. 
Ja przez ten czas dzielnie walczyłam z laktatorem żeby nie stracić pokarmu. 
No i udało się. 
Niestety po miesiącu ssania butli z wielkim kraterem w smoczku, 
Młody bardzo szybko denerwował się przy piersi i niestety, ale nie chciał ssać. 
Walczyliśmy dzielnie 
i w zasadzie niespełna 2 miesiące udało mi się go przy cycku utrzymać. 
Karmienie wyglądało tak, że wpierw piliśmy z cycka, a później z butelki. 
Jak nie chciał ssać to między karmieniami odciągałam 
i mu podawałam z butelki. 
Niestety z racji tego iż według niego mleko za wolno leciało 
w kwietniu całkowicie mnie odstawił. 
Zbuntował się i cycka nie bierze. 
Tak, więc zostaliśmy tylko na butelce.
Jako powód podejrzewam raz, że wolno lejące się mleko i to, 
że musi bardziej się namęczyć, 
a dwa i to chyba główny powód to za mała ilość pokarmu jaki miałam w cyckach...

Jakie wnioski wyciągnęłam 
po tym wszystkim?
- zaraz po porodzie siostry nie powinny mu dawać butli ze smoczkiem, 
a już na pewno nie z tak wielką dziurą, tylko powinny karmić go łyżeczką lub z kieliszka 
(niestety wszędzie w necie tak pisze jeśli chodzi o dokarmianie noworodka...)
- przynajmniej pierwsze karmienie dziecko powinno być wolne od wszystkiego
(kroplówka z kablami itp) żeby mogło spokojnie zintegrować się z matką. 
Niestety stres robi swoje, a jak wiadomo przy pierwszym dziecku jest najtrudniej, 
bo wszystko robimy pierwszy raz
- my jako matki nie możemy się poddawać jeśli mamy jakieś problemy z laktacją. 
Wszystko jest do pokonania. 
Nie mając pokarmu lub mając go za mało 
możemy zdać się na różne preparaty wspomagające laktację. 
Ja polecam głównie dwa
Piulatte plus działa super!!! 
W smaku nie za ciekawy.  
Drogi, bo na stronie Humany i jak już w aptekach stacjonarnych znajdziecie to 80zł... 
ale w internetowej aptece Melisa jest duuużo tańszy. 
Za tą cenę mamy 14 saszetek, czyli na kurację dwutygodniową. 
Rozpuszcza się go w wodzie. 
Na prawdę polecam w niego zainwestować.

Famaltiker działa trochę słabiej, 
ale jest też dużo tańszy i bardziej dostępny. 
Rozpuszcza się go w mleku. 
Jak dla mnie smak super.

Obok tych preparatów piłam jeszcze herbatkę z koprem włoskim.
Tak, więc wyglądała moja walka o laktację

Teraz gdy Młody odrzucił cycka wiem, że zrobiłam wszystko aby został przy piersi. 
Niestety nie z mojej winy, ale się nie udało. 
Co prawda próbuję na dzień dzisiejszy jeszcze go przystawiać 
i skłonić jakoś do picia, ale zachowuje się już jak rasowy chłop 
i woli tylko zabawy sutkiem, ale picie już nie.

Czy czuję się gorsza, 
bo nie karmię piersią? 
Nie, ale mam wielki żal do lekarzy i do pielęgniarek 
że przez swoje lenistwo 
(po porodzie byłyśmy tylko we 2 na oddziale, a tylko mój wymagał dokarmiania i opieki...) 
pozbawiły mnie możliwości wychować dziecka na zdrowym naturalnym pokarmie. 
Mleko modyfikowane to już nie to samo, a do tego w pierony drogie, a schodzi jak woda...
Powiecie przecież dalej mogłam odciągać i dokarmiać go odciąganym. 
Owszem robiłam tak do czasu gdy w dzień spał, 
ale jak nie śpi całymi dniami, a robi sobie tylko 15 - 20 minutowe drzemki to niestety, 
ale mając inne obowiązki na głowie 
i zazdrosnego psa, który nagle wiecznie chce chodzić na pole, 
to niestety ale to jest niemożliwe...

A mogło być zupełnie inaczej, 
bo dzięki spokoju jaki w końcu zaznałam w domu 
i wsparciu Piulatte plus miałam pokarm i miałam go na tyle, że mi nawet ciekło. 
Mogłam spokojnie karmić i pewnie dziś Młody byłby głównie na cycku, 
pod warunkiem że by mi na to pozwolono w odpowiednim czasie, 
a nie gwałcono dziecko butelką...

Oczywiście są jeszcze inne problemy związane z laktacją, 
których nie przeszłam i z tego się cieszę. 
Mowa tu o nawale mlecznym jak i o zapaleniu piersi.
No i pewnie są jeszcze inne, ale ich nie doświadczyłam.

Laktacja, karmienie piersią.
Niby coś zupełnie naturalnego 
i przypisanego z góry kobiecie.
Niestety w praktyce jest zupełnie inaczej...

Przepraszam za kolejnego posta tasiemca. ale jak pisać to pisać.

4 komentarze:

  1. No i masz rację, szpital zapieprzył sprawę. Mój też na oddziale dostał butelke 2 czy 3 razy ale dzięki temu, że poza tymi epizodami był ciągle ze mną to się z piersią oswoił.
    Po powrocie do domu też miał kryzys, położna na wizycie kazała dokarmić mieszanką, mąż jej uległ i młodzian raz dostał butlę ale to kryzysu nie pokonało, ja się zawzięłam i calutki czas go karmiłam, praktycznie przez 2 tygodnie tylko leżałam i mu jesć dawałam, udało się nam i do dzis karmię. Nieoceniona tu była pomoc męża który wział wolne, żeby dom i nas ogarnąć oraz moja mama, ktora nas karmiła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to faktycznie miałaś wsparcie i pomoc pełną parą.
      Ja niestety zostałam z tym sama i nie było łatwo :(

      Usuń
  2. Kochana BOMBA WPIS, super się czyta coś innego niż recenzje kosmetyków :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj nie jest łatwo, ale dzielnie walczyłaś...
    Nie wszystko nam się udaje w życiu...
    Nie mogę pisać komentarzy na Twoim drugim blogu, kursor nie działa buuu...

    OdpowiedzUsuń